Damon wprowadził Norine do swojego tymczasowego domu i kazał jej się rozgościć. Wampirzyca kiwnęła głową i weszła do salonu. Tak jak się spodziewała wyglądał okropnie. Wszędzie walały się butelki po whisky i burbonie. Norine z westchnieniem pomyślała, że Damon z pewnością nie jest typem czyściocha i postanowiła trochę uprzątnąć ten bałagan. Ubrania wrzuciła do łazienki, a butelki w kąt i usiadła wygodnie na kanapie.
Damon wrócił kilka chwil później. Uśmiechnął się w jej stronę i podał butelkę whisky. Norine przyjęła ją z wdzięcznością i posłała mu lekki uśmiech. Damon wzruszył ramionami.
- Powiesz mi co się z tobą działo? - zapytał siadając obok niej. Norine westchnęła.
- Wspomnienia, Damon. Niszczą mnie od środka - odparła pijąc kolejny łyk alkoholu.
- Nie tylko ciebie. Ale zdradź mi. Chodzi o jakiegoś faceta?
- Nie. Dzisiaj mija dokładnie trzynaście lat odkąd zostałam przemieniona w wampira. Nic nadzwyczajnego, ale... Nadal czuję ten ból, przerażenie, zapach... - wyszeptała i bez słowa zanurzyła usta w butelce. - A ty? Zapewne chodzi o Elenę?
- Jestem przerażony. Czy ty właśnie czytasz mi w myślach? - odparł na co Nori zaśmiała się cicho.
- Daj spokój, nie musisz się przede mną ukrywać. Może nie straciłam chłopaka, bo tak naprawdę nigdy nie była w poważnym związku, ale również cierpię. Bądź ze mną szczery - powiedziała patrząc mu w oczy. Tym razem to Damon sięgnął po butelkę i napił się kilka haustów alkoholu.
- Tak, masz rację. Chodzi o Elenę. Po prostu ja... Myślałem, że się kochamy. Odbiłem ją swojemu własnemu bratu, a potem dowiedziałem się, że on wychodzi za mąż. Sądziłem, że to koniec. Że nikt więcej nie stanie nam na przeszkodzie, aby być razem, a tu proszę. Ona sama była tą przeszkodą. Nie chciała ani mnie, ani jego. Chciała nas oboje. Tyle - odparł cicho. Nori uniosła brwi.
- Tyle? To aż tyle. Przynajmniej masz dobry powód. A ja jak głupia ciągle rozpamiętuje moje życie tuż po przemianie - odparła z rozbawieniem.
- W takim razie dlaczego po prostu nie wyłączysz uczuć? - zapytał zdziwiony.
- To jest drugą na skróty, Damon. Zresztą to przypomina mi o tym, że byłam kiedyś człowiekiem. Słabym i nudnym. Z okropnej rodziny, ale człowiekiem. Nie istotą rządną krwi.
- Przecież jest wiele plusów bycia wampirem.
- Oj, Damon. Nie pamiętasz już swoich marzeń? Ja pamiętam doskonale. Zawsze chciałam wyjechać do Francji, pracować, mieć kochającego męża i gromadkę dzieci. Wszystkie kobiety o tym pragnął. Jedne wcześniej, inne później. Poza tym może i mamy wielką siłę, ale nasze emocje przeżywamy dwa razy mocniej niż ludzie. To gorsze niż wszystko inne - mruknęła i zanurzyła usta znowu w butelce.
Kiedy wypili już drugą butelkę, Norine wstała i podeszła do odtwarzacza. Włączyła muzykę na cały regulator i pociągnęła Damona za rękę na środek pokoju. Ten bez słowa podążył za nią i zaczęli zmysłowy taniec. Jednak już po chwili przeszedł on w coś więcej. Damon pocałował namiętnie Nori i przywarł ją całym swoim ciałem do ściany. Wampirzyca uśmiechnęła się niebezpiecznie w odpowiedzi i zaczęła rozpinać
koszulę Salvatore'a. Już po chwili leżała ona bezwładnie na podłodze. Damon zdjął sukienkę Nori i z zachwytem musnął rękoma jej ciało. Miała na sobie czarną bieliznę z koronką.
- Podoba mi się - mruknął jej do ucha.
- Cicho bądź - odparła i popchnęła go na kanapę. Następnie uśmiechnęła się zmysłowo i usiadła na nim okrakiem.
Zapowiadała się naprawdę długa noc.
koszulę Salvatore'a. Już po chwili leżała ona bezwładnie na podłodze. Damon zdjął sukienkę Nori i z zachwytem musnął rękoma jej ciało. Miała na sobie czarną bieliznę z koronką.
- Podoba mi się - mruknął jej do ucha.
- Cicho bądź - odparła i popchnęła go na kanapę. Następnie uśmiechnęła się zmysłowo i usiadła na nim okrakiem.
Zapowiadała się naprawdę długa noc.
* * *
Wzdrygnęła się. Próbowała zająć myśli czymś innym, ale nic nie pomagało. Nawet Harpie nie były w stanie polepszyć jej humoru. Wyciągnęły ją na zakupy, ale to tylko pogorszyło sprawę. Kiedy przymierzała sukienkę, zauważyła mężczyznę podobnego do pana Sheparda. To całkowicie zepsuło jej nastrój i wampirzyce zmuszone były odprowadzić Caroline do domu.
Forbes przeglądała właśnie gazetę. Od jej snu minęło kilka dni, ale nigdzie nie było żadnej wzmianki o morderstwie. Dopiero późnym wieczorem podsłuchała rozmowę dwóch starszych pań o jakimś mężczyźnie, który został znaleziony martwy przy studni. Caroline nie zastanawiając się długo podbiegła do nich i zauroczyła je. Następnie rozkazała powiedzieć wszystko co wiedzą na temat tego nieboszczyka.
Nie znały wiele szczegółów, ale podały Care adres. Forbes ruszyła tam nie informując o tym nikogo wcześniej. Nie było czasu. Musiała sprawdzić czy wizja była prawdziwa. Czy to ona rzeczywiście go zabiła.
Informacje od dwóch pań okazały się jednak bardzo pomocne. W miejsce, gdzie dotarła Caroline, ciało badane było już przez prawdziwych specjalistów. Care podeszła szybko do jednego z mężczyzn i zahipnotyzowała go.
- Powiedz mi wszystko na temat tych zwłok i sprawcy morderstwa - powiedziała czując, że cała się trzęsie. Mężczyzna kiwnął głową i spojrzał na nią bardzo poważnie.
- Sądzimy, że ofiara została zaatakowana przez niebezpiecznego psychopatę. Na szyi denata znaleźliśmy dwie dziurki, które przypominają ugryzienie wampira, do tego rany na ciele oraz wyrwaną głowa - powiedział rzeczowym tonem. Caroline przełknęła głośno ślinę.
- A sprawca?
- Nieznany. Jest jeden świadek, który twierdzi, że była to kobieta, ale stała do niego odwrócona plecami, więc nie mógł za wiele o niej powiedzieć - odparł.
- A jaki miała kolor włosów? - zapytała wampirzyca obawiając się najgorszego.
- Czarne - odparł na co Care wypuściła głęboko powietrze.
- Masz zapomnieć o tej rozmowie - zauroczyła z powrotem mężczyznę, a potem w wampirzym tempie opuściła miejsce zbrodni.
* * *
Forbes nie wiedziała już co o tym wszystkim myśleć. Jej sen o tym jak morduje tego mężczyznę się sprawdził. Tylko, że jakiś świadek twierdził iż ta kobieta miała czarne włosy. To nie mogła być jakaś pomyłka. Jej jasnych włosów z ciemnymi nie dało się pomylić. Czyli tak naprawdę nikogo nie skrzywdziła. Dzięki Bogu, pomyślała w duchu. Po chwili jednak w jej głowie pojawiła się masa nowych wątpliwości. Nie wiedziała jak ktoś sprawił, żeby myślała, że to ona zabiła tego mężczyznę. W każdym bądź razie to nie było przypadkowe. Z pewnością nie, patrząc na rozwój ostatnich wydarzeń.
Kiedy Klaus wrócił do domu Care rzuciła mu się w ramiona. Było to trochę nieprzemyślane i pod wpływem impulsu, dlatego zaraz się wycofała przepraszając. Mikaelson posłał jej jedynie zabawny uśmiech i zapytał co się stało. Caroline wyjaśniła mu szybko swoje odkrycie i poczuła, że z jej serca spada wielki kamień.
- No widzisz? Mówiłem ci kochana, że to nie ty. Zaczynam powoli sądzić, że ktoś rzucił na ciebie zaklęcie. Jutro poszukam jakiejś czarownicy i odkręcimy to. Nic więcej ci się takiego nie przyśni. Ale teraz powinnaś pójść spać. Nie robiłaś tego od kilku dni i gołym okiem widać, że jesteś skrajnie wyczerpana. Nie pozwolę ci się tak dłużej katować - powiedział patrząc na nią z troską.
- Ale te sny... - wyszeptała czując pot na karku. Musiała jednak przyznać Klausowi rację. Była wyczerpana. Musiała nabrać w pełni sił.
- Będę cały czas przy tobie. Obiecuję - odparł i uśmiechnął się do niej. Caroline zgodziła się i ruszyli do jej sypialni. Wampirzyca ułożyła się wygodnie na łóżku i zagrzebała wygodnie w pościeli. Spojrzała jeszcze na Pierwotnego i posłała mu wdzięczne spojrzenie.
- Dziękuje - mruknęła zasypiając.
Caroline odwróciła głowę i poczuła ciarki na plecach. To znów był ten sen. A co gorsza przed nią rozciągał się napis: Zapraszamy do Mystic Falls! Poczuła, że powolnym krokiem kieruje się w stronę miasta. Na jej twarzy widniał złowieszczy uśmieszek. Wiedziała, że osoba, która rzuciła to zaklęcie ma z pewnością niezły ubaw.
Z daleka zobaczyła Matta i Jeremiego, którzy szli przez ulicę i śmiali się. Cudownie było ich zobaczyć znowu takich wesołych. Cieszyła się ich widokiem przez chwilę, ale po chwili poczuła nieprzyjemny skurcz w żołądku. Na szczęście jej ciało nie zajmowało się tą dwójką dłużej niż chwilę. Zamiast tego Caroline zaczęła kierować się w stronę swojego domu. Dobrze, że mama jest w pracy, pomyślała, kiedy jej ręka otworzyła drzwi. W domu panował istny porządek. Na ścianach widniały obrazy, a na komodzie stało akwarium z rybkami - Panem Głodomorem i Lukiem.
Caroline jednak skierowała się do kuchni. Uderzył ją aromat przypraw i wspaniałej zupy pomidorowej. Przełknęła głośno ślinę i otworzyła drzwi.
Za nimi stała Liz Forbes. Odwróciła się słysząc skrzypienie i z zaskoczeniem zaczęła się przyglądać osobie, która wtargnęła do jej kuchni. Care próbowała wrzeszczeć jednak nie mogła wydobyć z siebie głosu. Była tylko obserwatorem zamkniętym w szklanej kuli, niezdolnym do zrobienia niczego oprócz patrzenia.
Jej ciało podeszło do kobiety i wyrwało z ręki pistolet. Następnie ręka Caroline wyrzuciła go za siebie i poczuła, że na jej twarzy rozciąga się złośliwy uśmieszek. Podeszła do Liz i jednym pchnięciem rzuciła panią Forbes na ścianę. Caroline zaszlochała, ale nie była w stanie niczego zrobić. Krzyczała żeby jak najszybciej stamtąd uciekała, ale to wszystko na nic.
- Teraz patrz Caroline jak morduję twoją mamusię - usłyszała nagle swoje słowa. Jej postać zbliżyła się do kobiety, a potem złapała jej matkę mocno za włosy i wsadziła głowę do miski z wodą. Liz walczyła dzielnie, ale nie była w stanie długo wytrzymać. Była cała poraniona, z jej ciała lały się strumienie krwi i dodatkowo dusiła się pod wodą. Nie mogła nabrać powietrza. Wreszcie kiedy była wyczerpana i ledwo oddychała, Caroline wbiła się w jej szyję. W uszach Care rozległ się okropny wrzask, pełen bólu. Oczy Elizabeth zaczęły powoli robić się puste, a ciało bezwładnie upadło na podłogę.
- Podobało ci się, Caroline? Bo mi bardzo. Zastanów się. Kogo mam teraz zabić?
Wrzask Care echem potoczył się po całej Rezydencji Mikaelsonów. Klaus, który próbował ją obudzić od dobrych paru sekund, spojrzał na jej zalaną łzami i potem twarz. Rzucała się i krzyczała. Nie mogła się uspokoić. Pierwotny złapał ją mocno za ramiona i spojrzał jej w oczy.
- Co się stało? - zapytał czując w środku, że już chyba zna odpowiedź.
- Moja mama... Zabiłam własną matkę! - wykrzyczała przerażona i zaszlochała głośno.
Oczy mi się już zamykają, ale postanowiłam, że wstawię ten rozdział zanim pójdę spać. Jeśli są jakieś literówki to przepraszam, postaram się je jutro poprawić. Co do rozdziału to mi się nawet podoba. Myślę, że już w następnym będzie wiadomo o co chodzi z tymi snami, więc bądźcie cierpliwi.
Pozdrawiam ciepło!
Kiedy Klaus wrócił do domu Care rzuciła mu się w ramiona. Było to trochę nieprzemyślane i pod wpływem impulsu, dlatego zaraz się wycofała przepraszając. Mikaelson posłał jej jedynie zabawny uśmiech i zapytał co się stało. Caroline wyjaśniła mu szybko swoje odkrycie i poczuła, że z jej serca spada wielki kamień.
- No widzisz? Mówiłem ci kochana, że to nie ty. Zaczynam powoli sądzić, że ktoś rzucił na ciebie zaklęcie. Jutro poszukam jakiejś czarownicy i odkręcimy to. Nic więcej ci się takiego nie przyśni. Ale teraz powinnaś pójść spać. Nie robiłaś tego od kilku dni i gołym okiem widać, że jesteś skrajnie wyczerpana. Nie pozwolę ci się tak dłużej katować - powiedział patrząc na nią z troską.
- Ale te sny... - wyszeptała czując pot na karku. Musiała jednak przyznać Klausowi rację. Była wyczerpana. Musiała nabrać w pełni sił.
- Będę cały czas przy tobie. Obiecuję - odparł i uśmiechnął się do niej. Caroline zgodziła się i ruszyli do jej sypialni. Wampirzyca ułożyła się wygodnie na łóżku i zagrzebała wygodnie w pościeli. Spojrzała jeszcze na Pierwotnego i posłała mu wdzięczne spojrzenie.
- Dziękuje - mruknęła zasypiając.
Caroline odwróciła głowę i poczuła ciarki na plecach. To znów był ten sen. A co gorsza przed nią rozciągał się napis: Zapraszamy do Mystic Falls! Poczuła, że powolnym krokiem kieruje się w stronę miasta. Na jej twarzy widniał złowieszczy uśmieszek. Wiedziała, że osoba, która rzuciła to zaklęcie ma z pewnością niezły ubaw.
Z daleka zobaczyła Matta i Jeremiego, którzy szli przez ulicę i śmiali się. Cudownie było ich zobaczyć znowu takich wesołych. Cieszyła się ich widokiem przez chwilę, ale po chwili poczuła nieprzyjemny skurcz w żołądku. Na szczęście jej ciało nie zajmowało się tą dwójką dłużej niż chwilę. Zamiast tego Caroline zaczęła kierować się w stronę swojego domu. Dobrze, że mama jest w pracy, pomyślała, kiedy jej ręka otworzyła drzwi. W domu panował istny porządek. Na ścianach widniały obrazy, a na komodzie stało akwarium z rybkami - Panem Głodomorem i Lukiem.
Caroline jednak skierowała się do kuchni. Uderzył ją aromat przypraw i wspaniałej zupy pomidorowej. Przełknęła głośno ślinę i otworzyła drzwi.
Za nimi stała Liz Forbes. Odwróciła się słysząc skrzypienie i z zaskoczeniem zaczęła się przyglądać osobie, która wtargnęła do jej kuchni. Care próbowała wrzeszczeć jednak nie mogła wydobyć z siebie głosu. Była tylko obserwatorem zamkniętym w szklanej kuli, niezdolnym do zrobienia niczego oprócz patrzenia.
Jej ciało podeszło do kobiety i wyrwało z ręki pistolet. Następnie ręka Caroline wyrzuciła go za siebie i poczuła, że na jej twarzy rozciąga się złośliwy uśmieszek. Podeszła do Liz i jednym pchnięciem rzuciła panią Forbes na ścianę. Caroline zaszlochała, ale nie była w stanie niczego zrobić. Krzyczała żeby jak najszybciej stamtąd uciekała, ale to wszystko na nic.
- Teraz patrz Caroline jak morduję twoją mamusię - usłyszała nagle swoje słowa. Jej postać zbliżyła się do kobiety, a potem złapała jej matkę mocno za włosy i wsadziła głowę do miski z wodą. Liz walczyła dzielnie, ale nie była w stanie długo wytrzymać. Była cała poraniona, z jej ciała lały się strumienie krwi i dodatkowo dusiła się pod wodą. Nie mogła nabrać powietrza. Wreszcie kiedy była wyczerpana i ledwo oddychała, Caroline wbiła się w jej szyję. W uszach Care rozległ się okropny wrzask, pełen bólu. Oczy Elizabeth zaczęły powoli robić się puste, a ciało bezwładnie upadło na podłogę.
- Podobało ci się, Caroline? Bo mi bardzo. Zastanów się. Kogo mam teraz zabić?
Wrzask Care echem potoczył się po całej Rezydencji Mikaelsonów. Klaus, który próbował ją obudzić od dobrych paru sekund, spojrzał na jej zalaną łzami i potem twarz. Rzucała się i krzyczała. Nie mogła się uspokoić. Pierwotny złapał ją mocno za ramiona i spojrzał jej w oczy.
- Co się stało? - zapytał czując w środku, że już chyba zna odpowiedź.
- Moja mama... Zabiłam własną matkę! - wykrzyczała przerażona i zaszlochała głośno.
___________________________________
Pozdrawiam ciepło!
szokujący rozdział!! nie spodziewałam się, że zginie matka caroline :O
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc ja też nie. Sama siebie szokuję ;)
UsuńO rany, to się porobiło. :o No nieźle. Damon znalazł nową dziewczynę. W sumie, jakby nie patrzeć, to Norine jest o niebo lepsza od Eleny, dlatego gratuluję Damonowi! :D
OdpowiedzUsuńAle... ej! O cię pierdziele! :O Kto to jest, co robi takie rzeczy Caroline? Nie mogę doczekać się aż to wszystko wyjdzie na jaw. Jenyś, musisz to wytłumaczyć, bo chyba oszaleję! :o I jeszcze zabili matkę Caroline. No nie wierzę. Dlaczego? :( Biedna. Co ona teraz przeżywa, cholercia. Czekam na kolejny. Życzę weny, pomysłów, ciepełka, słoneczka i miłego tygodnia. <3
we-have-immortality-tvd.blogspot.com
Zgadzam się. Elka na Damona nie zasługuje nawet troszeczkę, a Nori to Nori i w ogóle tak jakoś fajnie mi się o nich pisze :D
UsuńCześć! Nominuję Cię do Liebster Blog Award! :)
OdpowiedzUsuńWięcej informacji znajdziesz tutaj: http://eeriefemale.blogspot.com/2014/06/liebster-blog-award.html
Pozdrawiam! :)
Dziękuje ;)
Usuń