środa, 2 kwietnia 2014

Rozdział 7


Stefan zgodził się na nie-wieczór z Damonem tylko dlatego, że sądził iż będzie to dobry moment, aby porozmawiać z nim o Elenie. Wiedział, że coś się między nimi stało, ponieważ jego brat chodził osowiały i przybity. Mówił, że Gilbert przyjedzie na ich ślub, ale nie wierzył w jego słowa. Miał wrażenie, że mówi tak specjalnie, nie chcąc dopuścić do siebie prawdy. Jego plany zostały jednak pogrzebane przez Kola, który znalazł ich siedzących przy barze i zacmokał z niezadowoleniem.

- Aż dziw, że muchy jeszcze nie zaczęły tu zdychać z tej nudy - rzucił, kręcąc głową. Następnie złożył ręce w rulonik i wrzasnął: 

- Mamy tutaj przyszłego pana młodego!

Młodszy z braci Salvatore pokręcił tylko głową i wziął kilka dużych łyków burbonu.

Właściwie wciąż nie mógł uwierzyć w to, jak bardzo w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy zmieniło się jego życie. A wszystko za sprawą Rebekah.

Po tym, jak Caroline wyjechała z Mystic Falls, on również opuścił miasto. Nie mógł znieść myśli, że miałby tam przebywać i patrzeć na Elenę i Damona. Natknął się na Rebekah przypadkiem. Klaus i Elijah zostali w Nowym Orleanie, a ona ruszyła dalej. Dwa miesiące przebywała w Europie, a potem wróciła z powrotem do Stanów.

Od samego początku sprawiała wrażenie, że czegoś szuka. Sądził, że może jakiegoś miejsca, w którym mogłaby zagrzać na dłużej, z dala od swojej przeszłości. Ale nie o to chodziło. Przyglądał się jej więc dalej i dopiero, gdy się z nim żegnała, wtedy zrozumiał.

Lekarstwo.

Rebekah szukała lekarstwa, aby znów stać się człowiekiem.

Mógł po prostu pozwolić szukać jej dalej, samej, ale tego nie zrobił. Zdecydował się pójść z nią, bo wiedział, że gdy jej wszystkie nadzieje po raz kolejny zostaną roztrzaskane na miliony malutkich kawałeczków, może się z tego nie podnieść.

Pomógł jej, gdy do tego doszło.

Pokochał jeszcze wcześniej.

Kol wyszczerzył zęby, widząc, jak ludzie zaczęli zwracać się w jego stronę.

- Dzisiaj jest jego wieczór kawalerski, więc nie dajcie mu odpocząć!


* * *

Kol namawiał go, aby razem z nim wybrał się do baru, gdzie udali się bracia Salvatore i trochę rozruszał ich przyszłego szwagra. Klaus jednak nie miał na to ochoty. Jego myśli wciąż krążyły wokół tego dnia, gdy zobaczył Caroline otoczoną tymi trzeba wampirami. 

Klaus Mikaelson, będąc już tyle lat na tym świecie, nie wierzył w żadne przypadki. Wszyscy próbowali zbagatelizować tę sytuację i namówić go, aby trochę się odprężył i przestał myśleć o najgorszym. Ale posiadając taką przeszłość, jaką miał on, było to po prostu niemożliwe. Nie wierzył, że grupka wampirów natknęła się na nią przypadkiem i co? Dla zabawy próbowała ją zabić? Caroline nikomu nie zrobiła żadnej krzywdy w Nowym Orleanie, aby była podstawa do zemsty na niej. Ale jeśli chodziło o Klausa... Tego było mnóstwo.

Najbardziej na świecie Mikaelson nienawidził dwóch rzeczy: niewiedzy i własnej furii. Ciągle pojawiające się w głowie pytania oraz brak odpowiedzi na nie, sprawiał, że miał ochotę coś rozwalić. Czując, że nie może po prostu siedzieć bezczynnie, zabrał szybko swój płaszcz i wypadł w objęcia chłodnej nocy. 

Tylko upewnię się, że wszystko gra, powiedział sobie w duchu i przyspieszył kroku. 


* * *

Wszystkie bawiły się doskonale na wieczorze panieńskim Rebekah. Była głośna muzyka, drinki i gorąca świeża krew. Czego wampir mógł chcieć więcej? 

Caroline w końcu mogła poznać znajome Rebekah. Każda była inna, każda wyjątkowa. Było sporo lat różnicy pomiędzy nimi, miały różne charaktery, różne poglądy, różne upodobania, ale wszystkie uwielbiały dobrą zabawę. Przyjęły ją bardzo ciepło, choć Care od razu uznała, że nie chciałaby zaleźć im za skórę.

Wszystkie były jednością.

Kiedy wróg atakował, one łączyły się razem i dzielnie stawiały opór. Nazywały się dla żartu Harpiami, ale w istocie ta nazwa idealnie pasowała. Drapieżne, seksowne, z pazurem, prawdziwe przyjaciółki. Były wspaniałe i Caroline trochę im tego zazdrościła.

Pierwsza z Harpii nazywała się Constance Nowak, ale wszyscy zwracali się do niej Conny. Pochodziła z Polski i miała jasne, długie do pośladków włosy. Patrząc na nią, Care nigdzie nie mogła dostrzec istoty jaką w rzeczywistości była. Niebieskie oczy, a także ciepłe, pastelowe ubrania nadawały jej dziewczęcego wydźwięku. Sama zresztą kilka razy mówiła, że mimo swoich osiemdziesięciu lat nadal czuje się, jak  mała dziewczynka.

Caroline przekonała się, że umie doskonale słuchać. I może pomóc dobrą radą, a jeśli nie, to dorzucała jakąś historyjkę. Urodziła się przed II Wojną Światową, a etap dorastania przypadł właśnie na jej wybuch. Czasy w jakich żyła były okropne i to właśnie to ukształtowało jej jestestwo. Dzięki temu była wrażliwą, życzliwą Conny.

Opowiedziała Forbes o tym, jak do Polski przybył wampir. Z dnia na dzień przyglądał się klęsce jej rodaków, ale przede wszystkim jej. Z początku nie obchodziła go wojna. Miał jakąś sprawę do załatwieni i tylko dlatego tam się znalazł. Ale Constance go zafascynowała i zmusiła do zostania na dłużej. Obserwował, jak chroniła swojego małego braciszka za wszelką cenę, aż w końcu, jak poświęciła się, osłaniając go własnym ciałem. Mężczyzna był tym głęboko wstrząśnięty. Nigdy nie widział, aby ktoś poświęcił się tak dla osoby, którą kocha. Zabił mężczyznę, który strzelił jej prosto w serce i przytkał swoją krew do jej ust. A potem zabrał ich oboje z dala od całego tego cierpienia i bólu.

- Lucien - bo tak miał na imię - nauczył mnie jak żyć, jak być wampirem. Nie chciałam jednak, aby mój brat Ludwik na to patrzył. Oddałam go swojej kuzynce, która przyjęła go z miłością. Powiedziałam, że ja nie dam rady go wychować sama, a potem razem z Lucienem rozpuściłam plotkę, że zginęłam. On wiedział jednak, że nie. Wiem bo widziałam jak patrzył w niebo i dziękował Bogu, że ktoś mnie uratował. Widział czym byłam. Ale nie brzydził się mnie. Bardzo mnie kochał... A Lucien był moją miłością. Niestety jego przeszłość do niego wróciła i go zabito - wyszeptała ocierając łzy. 

Caroline podeszła do niej i przytuliła ją. Historia była bardzo poruszająca. Poczuła do niej nagły przypływ szacunku. Ta kobieta tak dużo przeżyła. Wojna, rozstanie z bratem, utrata ukochanego... I znalazła swój własny sposób na walkę z tym. Podobnie jak Care nie piła krwi z ludzi, tylko tradycyjnie z torebki. RH+ była jej ulubioną.

Drugą dziewczyną z Harpii była buntownicza Norine. Miała dopiero około trzydzieści lat i była najmłodszą ze stowarzyszenia. Uwielbiała słuchać metalu i ostrego rocka. Najlepiej czuła się w ciemnych kolorach, a projektowaniem ubrań zajmowała się sama. Na wieczorze panieńskim miała sukienkę na ramiączkach, która z tyłu sięgała do kolan, a z przodu do ud. Do tego pieszczochę na ręku i długi wisior na szyi z zawieszką z malachitu w kształcie harpii. Jej włosy sięgały do ramion, obecnie związane w ciasnego koka. Norine miała granatowe oczy, które z pozoru łypały nieprzyjemnie, ale tak naprawdę błyskały wesoło, chcąc się zabawić. Dziewczyny zdradziły jej, że nie zawsze była buntowniczką. Ale życie niestety toczy się swoim torem i czasem wymaga strasznych rozwiązań, które wpływają na całe życie.  Została przemieniona i nikt nie pomógł jej w tym ciężkim czasie, była zdana sama na siebie, bez żadnej opieki i bez nikogo, kto mógłby jej wytłumaczyć, co się dzieje. Dlatego sama zaczęła się kontrolować, za co Caroline bardzo ją podziwiała. Na znak swojej żałoby po ludzkim życiu zaczęła ubierać się na czarno i tak już zostało.

Następna była Fleur, która miała francuskie korzenie i  niemalże białe włosy zebrane w niedbałego kucyka. Uwielbiała rozmawiać i co było niesamowite, potrafiła pociągnąć każdy temat jaki się zarzucało. Kiedy wpadała w wir rozmowy, miała tendencję do bardzo szybkiego mówienia, co bawiło trochę Forbes. Była urocza z tą swoją niewinnością i gadatliwością. Na ubrania nie zwracała uwagi. Miała na sobie jakieś poszarpane jeansy i białą bluzkę na ramiączkach. Została przemieniona w wampira - choć to się wydawało absurdalne! - przez swojego kochanka za swoją gadatliwość. Nie mógł znieść jej ciągłego gadania więc skręcił jej kark, ale zapomniał, że dał jej trochę swojej krwi. A potem pojawiła się przed nim jeszcze bardziej gadatliwa Fleur z ogromnym głodem na ogonie.

Czwarta Harpia to Abigail. Miała zaplecione w kłosa włosy i fiołkowe oczy. Przy muzyce tańczyła jak oszalała i nietrudno było się domyślić, że to ona była najbardziej szalona w ich grupie. Skakała, wygłupiała się, krzyczała. Uwielbiała to kim była. Uwielbiała bycie wampirem, bycie silną, niezależną. Bycie sobą.

Ostatnia była Deborah. Była wysoką, rudowłosą dziewczyną. Wyglądała na jakieś dwadzieścia lat chociaż miała tak naprawdę ponad siedemset. Była zdecydowanie najbardziej rozważna i spokojna, a jej wiek oraz mądrość jaką się odczuwało podczas rozmowy z nią, sprawiał, że dziewczyny zdecydowanie liczyły się z jej zdaniem. 

Caroline uśmiechnęła się widząc jakie są zwarte i gotowe do wsparcia. Przyjaciółki, matki, kumpele, siostry.

Forbes westchnęła przypominając sobie czasy kiedy razem z Eleną i Bonnie robiły tradycyjne pikniki na polanie. Była wtedy tą głupią, zarozumiałą osobą, do której nigdy nie chciałaby wrócić, ale to za czym tęskniła z tamtego czasu to posiadanie przyjaciół.

Pokręciła głową i z westchnieniem skierowała się do drzwi, mówiąc Norine, która stała niedaleko drzwi, że idzie się przewietrzyć. Prawda była taka, że Bonnie Bennett odeszła, a Elena stała się całkiem nowym i obcym człowiekiem. 

Westchnęła cicho i wyszła na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi z cichym trzaskiem. Caroline ruszyła ciemną uliczką z dala od domów i głośnej muzyki. Kiedy doszła do małego jeziora, usiadła na ziemi i podciągnęła kolana pod brodę. Sądziła, że ten etap ma już dawno za sobą. Smutek z powodu utraconej przyjaźni... Szczególnie ze śmierci Bonnie. Westchnęła i wzięła do ręki mały kamień.

Chwilę obracała go w dłoni, a potem cisnęła nim z całej siły w wodę.


__________________________________________
Wybaczcie, że rozdział tak późno. Ostatnio nie miałam czasu na nic. Ani chęci. Ani weny. Rozdział jest jaki jest. 
Wszystkie zaległości nadrobię już niedługo. Muszę tylko ogarnąć kilka rzeczy bo nie lubię czytać opowiadania i nie być na nim skupiona. Także bez obaw!
Pozdrawiam!

11 komentarzy:

  1. O mój Boże, świetny rozdział! x3 twój najlepszy jaki dotąd chyba napisałaś ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny! Super mi się czyta. Styl pisania masz lekki, co mi się chyba najbardziej podoba ;) Kiedy następny rozdział? Zapraszam, życzę weny dużo słońca i radości z ciepłego kwietnia ;> this-kind-of-love-never-dies.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. dodaj kolejny, proszę;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Od razu polubiłam Harpie! Super pomysł miałaś na tę paczkę no i historia Constance Nowak bardzo mnie poruszyła. Została moją ulubienicą:) Także Norine ma bardzo ciekawą historię. Światna charakteryzacja postaci;)
    Nie dziwię się Caroline, że tęskni za czasami kiedy przyjaźniłam się z Bennetówną i Gilbertówną.. ale trzeba iść na przód.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ten pomysł na Harpie wpadł już dawno temu, ale nie miałam gdzie go wykorzystać no i tak pomyślałam, że może na Wampirzym Zamęcie mi podpasuje i tak się stało.
      Tak, Constance również jest moją ulubioną! Postaram się dodać o niej jak najwięcej. Mam już dla niej nawet wątek i myślę, że się spodoba.
      Masz rację. .
      Dziękuje za komentarz i pozdrawiam serdecznie ;)

      Usuń
  5. Fajny pomysł z Harpie xD
    Najlepsza jest Constance <3
    Uwielbiam Twojego bloga <3

    OdpowiedzUsuń

Jeśli to SPAM to proszę się z nim udać do zakładki "Piwnica". Z góry dziękuje!