ZZbliżający się ślub oznaczał, iż Caroline musiała kupić sobie sukienkę. Problem polegał na tym, że właściwie nie wiedziała, gdzie szukać sobie jakieś kreacji w Nowym Orleanie. Było kilka centr handlowych w tym mieście, ale znając siebie, wiedziała, że zajmie jej całe godziny, przekopanie każdego z nich, bo będzie sobie wmawiać, że w następnym sklepie znajdzie jeszcze lepszą sukienkę.
Forbes zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad tym problemem, gdy zauważyła Rebekah, która właśnie wkroczyła do kuchni.
– Tak się właśnie zastanawiałam, kiedy o tym pomyślisz – stwierdziła kpiąco, zabierając jakąś karteczkę z lodówki.
Wampirzyca skierowała swoje spojrzenie w jej stronę. Opinia drugiej kobiety przy poszukiwaniach sukienki była nawet bardziej niż wskazana podczas zakupów. Ale to była Rebekah.
Nie. Nawet nie ma mowy.
Co za dużo to niezdrowo.
– Pomyśli nad czym? – zapytał Stefan, który właśnie wszedł do pomieszczenia.
– Nad moją kreacją na waszym ślubie – odparła z westchnieniem.
– Ach, Rebekah właśnie wybiera się na miasto. Nie mogłybyście załatwić tego razem? – rzucił Salvatore.
Odpowiedziała mu idealna cisza. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że chyba za bardzo się zagalopował. Może i udało im się razem porozumieć na tyle, aby wspólnie zorganizowały ten ślub, ale najwidoczniej wspólne zakupy to było zbyt wiele.
Kobiety.
– No dobra, uznajcie, że nic nie mówiłem.
Rebekah kiwnęła zadowolona głową, ale zanim wyszła spojrzała na Caroline i westchnęła.
– Wpadnij do Yvonne Lafleur. Na pewno znajdziesz tam coś ciekawego.
– Dobra, a gdzie znajdę ten sklep? -– zapytała zanim zdążyła ugryźć się w język. Rebekah wywróciła oczami. Przez chwilę jeszcze walczyła ze sobą, a potem rzuciła w stronę Forbes jabłkiem, które właśnie trzymała.
– Masz minutę – mruknęła i zniknęła za drzwiami.
W głowie Caroline pojawiło się ogromne NIE MA MOWY. Ale z drugiej strony przydałaby się jej ta podwózka. Pewnie zanim znalazłaby ten sklep minęłoby pół dnia. O ile w ogóle w końcu by go znalazła. Czasami nawet z GPS'em potrafiła się zgubić.
Forbes usłyszała w tej chwili dźwięk odpalanego samochodu. Przegryzła dolną wargę, wahając się, ale w końcu złapała swoją torebkę i w wampirzym tempie znalazła się na dole.
Rebekah siedziała właśnie w swoim białym kabriolecie. Założyła na nos czarne okulary przeciwsłoneczne i machnęła ręką, aby Caroline wsiadła. Kiedy ruszyły, Forbes postanowiła przerwać ciszę, włączając radio. Leciała właśnie Renegades X Ambassadors, ale Mikaelson wyraziła swoje niezadowolenie głośno prychając. I zmieniła kanał.
Zapowiadała się naprawdę długa droga.
***
Rebekah zawiozła je do centrum handlowego Le Marais. To właśnie tam znajdował się sklep, o którym wspominała wcześniej. Odstawiła Caroline na miejsce i zniknęła za zakrętem. Forbes nie pozostało nic innego, jak przystąpić do zakupowego szaleństwa.
Nie zdawała sobie nawet sprawy, jak bardzo za tym tęskniła. Uwielbiała kupować ubrania, komponować je w różne zestawy, ale po wyjeździe z Mystic Falls, wszystko co kochała robić, tak naprawdę zeszło na dalszy plan, bo pogrążyła się w beznadziejnym smutku i rozpaczy. Ale to była już przeszłość, bo choć wymagało to sporo czasu, nareszcie ruszyła do przodu. Teraz mogła zająć się składaniem tych wszystkich cząstek siebie, które utraciła po drodze.
Okazało się, że Forbes nie miała absolutnie żadnych problemów z wyborem kreacji. Długa, krwiście czerwona suknia z zapięciem na szyi oraz wcięciami w tali, spodobała się jej od razu i pokonała wszystkie swoje konkurentki.
Caroline, niezwykle z siebie zadowolona, opuściła sklep i zaczęła rozglądać się za Rebekah. Co prawda, nie rozmawiały o wspólnym powrocie z galerii, ale wampirzyca miała nadzieję, że jednak wrócą razem. Nigdzie jednak nie mogła jej znaleźć i Caroline miała już zamiar opuścić budynek, gdy jej wzrok przykuła kobieta przymierzająca suknię ślubną. Obok niej krzątała się ekspedientka, która robiła wszystko, aby jej klientka była zadowolona z usługi. Ale szczerze mówiąc, nie bardzo na taką wyglądała, sądząc po jej gwałtownych gestach.
Wampirzyca ruszyła w tamtą stronę. Tak jak się spodziewała, ową kobietą była Rebekah, która przyglądała się swojemu odbiciu lustrze z dość krytycznym spojrzeniem.
Suknia ślubna, którą miała na sobie, miała odcień kości słoniowej. Gorset był bez ramiączek, wąski i przylegający do ciała. Kończył się na talii, a stamtąd już na ziemię spływały pomarszczone falbany.
Rebekah Mikaelson była piękna, oszałamiająco piękna, a suknia ta nadawała jej wygląd królowej. Dlaczego więc wcale nie wyglądała na zadowoloną?
– Wszystko w porządku? – zapytała Caroline, przyglądając się uważnie Pierwotnej. Jej wzrok utwierdził ją w tym, że rzeczywiście coś było na rzeczy.
– Nie wiem – odparła zrezygnowana Rebekah. – Ciągle czegoś mi w tej sukni brakuje... – dodała.
Caroline biła się z myślami, nie wiedząc, co ma zrobić. Mogła wyjść i zostawić Rebekah samą, czego najpewniej sobie życzyła, ale Forbes postanowiła inaczej. Podeszła bliżej do Mikaelson szturchnęła ją w ramię.
– A nie sądzisz, że owszem brakuje czegoś, ale nie sukni, tylko tobie? Rebekah, gdzie twój uśmiech? Wychodzisz za mąż! – stwierdziła z zapałem. – Przestań martwić się na zapas. Ta suknia jest idealna i nie wymaga już żadnych poprawek.
Rebekah, uśmiechnęła się szeroko, czym zaskoczyła chyba nawet samą siebie.
– Może i masz rację – szepnęła.
Po powrocie ekspedientki, suknia została zapakowana do dużego kremowego pudła i zaniesiona do kabrioletu Pierwotnej.
Podczas powrotu do rezydencji Mikaelsonów, Caroline odruchowo włączyła radio i znalazła swój ulubiony kanał. Słuchała już od piętnastu minut kolejnych piosenek, gdy nagle coś ją tknęło.
–Nie zmieniłaś stacji – rzuciła podejrzanie Forbes, zwracając się do prowadzącej Rebekah.
Pierwotna wzruszyła tylko ramionami, a Caroline odczytała jej zachowanie jako swoisty sposób na powiedzenie dziękuję.
***
Gdy Rebekah zaparkowała przed rezydencją Mikaelsonów, wraz z Caroline zauważyły samochód, który musiał należeć do jakieś nowo przybyłej osoby. Wydawał się on Forbes jakoś dziwnie znajomy, ale nie mogła sobie przypomnieć do kogo może należeć.
Odpowiedź przyszła jednak szybciej niż się spodziewała, ponieważ ledwo zdążyła wysiąść z białego kabrioleta Mikaelson, jej oczom ukazał się Damon Salvatore. Oparł się o szybę samochodu i obrzucił ją swoim firmowym, cynicznym uśmieszkiem.
– Witaj, Blondi – rzucił. – Trochę minęło od naszego ostatniego spotkania, co?
– Tylko mi nie mów, że się stęskniłeś – poprosiła Caroline, wywracając wymownie oczami. – Co tutaj robisz tak wcześnie? Stefan mówił, że pojawisz się dopiero za kilka dni.
– Owszem, ale ktoś musi zorganizować mojemu bratu wieczór kawalerski, a to wymaga trochę pracy… Żeby go do tego w ogóle przekonać. Sama zobaczysz, sprawię, że Stefan posmakuje ostatnich chwil wolności i czym prędzej zrezygnuje z tego całego przedsięwzięcia.
Rebekah wyglądała jakby miała zamiar uciąć Damonowi głowę. Caroline zareagowała szybko zanim Pierwotna przeszła do jakichkolwiek czynów.
– On tylko żartował, przecież sama doskonale znasz to jego idiotyczne poczucie humoru – stwierdziła, posyłając Salvatore'owi groźne spojrzenie. – Zajmę się, aby nie wchodził ci w drogę – dodała.
Mikaelson, po chwili wahania, kiwnęła głową i zniknęła we wnętrzu rezydencji.
– Jest z tobą Elena? – zapytała Caroline, ale Damon pokręcił głową. Jego ciemne, grube brwi zmarszczyły się tworząc na bladym czole małą zmarszczkę, co dało Caroline do myślenia, ale wolała nie drążyć tego tematu.
– Mogłabyś mi powiedzieć, gdzie podziewa się Stefan? Obiecał, że będzie na mnie tutaj czekał po południu, a od tego czasu minęło już kilka godzin. Pokręciłem się trochę po okolicy, ale nigdzie nie ma po nim śladu. Szczerze mówiąc, miałem nadzieję, że będzie z wami – powiedział, zmieniając temat.
Caroline westchnęła, zastanawiając się, gdzie mógł podziać się młodszy z braci Salvatore. Próbowała się do niego dodzwonić, ale miał wyłączony telefon. Wymieniła więc kilka miejsc, do których mógł się udać i podzieliła się nimi z Damonem po połowie.
Ostatnim z miejsc, które miała na swojej liście Care była kawiarnia R'evolution. Stefan ostatnio jej wspominał, że chodzi tam praktycznie codziennie, ze względu na wspaniałą kawę, która tam serwują. Naprawdę sądziła, że go tam znajdzie. Zapytała o niego uroczą kelnerkę, która stała za ladą, ale ta wyznała, że ostatni raz widziała go po śniadaniu.
Nie wiedząc, co robić dalej, Caroline wybrała numer Damona z kontaktów. Coś, a raczej ktoś, przykuł nagle jej wzrok i telefon wypadł jej z ręki prosto na ziemię.
Miał gęste brązowe włosy, granatowe oczy i szelmowski uśmiech przyklejony do twarzy. Szeptał coś właśnie na ucho wysokiej brunetce, gdy odwrócił nagle głowę w jej stronę, czując, że jest obserwowany.
– Kurwa – zaklął, wychwytując spojrzenie wampirzycy. Machnął niecierpliwie ręką w stronę dziewczyny, do której przystawiał się jeszcze chwilę temu, jakby odganiał od siebie natrętną muchę i ruszył w stronę Caroline.
– Musiała pójść Stefanowi na rękę, co? A myślałem, że jest mądrzejsza – warknął, mając na myśli Rebekah.
Caroline spojrzała na Kola ostrym wzrokiem. Oboje nie znali się zbyt dobrze, nie mieli ze sobą zbytnio do czynienia. Forbes doskonale jednak zdawała sobie sprawę z tego, że najmłodszy z Mikaelsonów był typem faceta, który traktował kobiety, jak zwykłe cele do zdobycia. A ona nie znosiła mężczyzn tego typu. Wszystko to dopełniał jeszcze jego napuszony, wyniosły charakter.
– Masz ze mną jakiś problem? – rzuciła, patrząc na niego wyzywająco.
Był wyższy od niej o głowę, z pewnością również o wiele szybszy i zwinniejszy. Mięśnie jego rąk doskonale odznaczały się pod czarną skórzaną kurtką, którą miał na sobie. A mimo to nie czuła strachu. Może stawianie czoła pozostałym Pierwotnym wystarczająco ją zahartowało.
– Oboje dobrze wiemy, że mam. Nie mogę uwierzyć, że po tym, jak potraktowałaś Klausa, jak zwykłą szmatę, obarczając go winą za wszystko co ci się przydarzyło w twoim nędznym życiu, teraz masz czelność tak po prostu pojawić się w naszym mieście.
Caroline z trudem opanowała drżenie dłoni. Poniekąd Kol rzeczywiście miał rację. Obarczyła Klausa winą za wiele rzeczy, bo tak było łatwiej. Znaleźć sobie winnego i to na niego przelać swoje rozgoryczenie i nienawiść. Mikaelson nie był niewinny. Ale tak samo, jak ona i Tyler. Wszystko w jej życiu się posypało, to prawda i choć Klaus był jedną z przyczyn, niestety, ale nie był jedyną.
Prawda ta zabolała ją mocno, zupełnie tak, jakby Kol uderzył ją mocno w twarz. Nie dała jednak po sobie tego poznać. Zacisnęła ręce w pięści i pokręciła głową.
– Przyjechałam tu tylko i wyłącznie dla Stefana – warknęła – który zniknął kilka godzin temu. Jak sądzę, fakt, że nie widzę z tobą Klausa, rozwiązuje po części problem tego, co mogło się z nim stać.
Caroline słyszała, jak z jego ust wydobywa się szereg przekleństw. Nie miała zamiaru na niego czekać, zamiast tego w wampirzym tempie skierowała się do rezydencji Mikaelsonów.
– Znalazłaś go? – zapytała z nadzieją Rebekah na jej widok.
Forbes nie odpowiedziała. Zamiast tego posłała wymowne spojrzenie w stronę Kola, który pojawił się zaraz za nią.
Wydawało się, jakby w jednej chwili, Pierwotnej odpłynęła cała krew z twarzy.
Damon przerwał gęstą ciszę, parskając śmiechem.
– Nie jesteście jeszcze nawet małżeństwem, a Stefan już ma kłopoty.
Właściwie to miał w tym trochę racji.
_______________________________________
Wybaczcie, że rozdział tak późno. Tydzień dopiero się zaczął, a ja już nie mam sił na nic. Trzy sprawdziany, poprawa z historii i jeszcze odpowiedź ustna z geografii. Nie mam czasu nawet pooglądać seriali, a co dopiero pisać! Ale rozdział na szczęście skończyłam wcześniej. Przynajmniej tyle dobrego.
omg, omg, omg. Kol! Ja również go uwielbiam. To naprawdę świetna postać. Mogli wymyślić z nim jakiś ciekawy wątek, a nie od razu go zabijać. Nie zasługiwał na to ;(
OdpowiedzUsuńZgadzam się. Kol mi się od początku podobał. Nathaniel Buzolic jest świetny ♥
Usuńrozdział bardzo fajny i podoba mi się że Rebjah i Caroline dobrze się ze sobą dogadują co do Kola też go bardzo lubię więc nie pozostało mi nic innego jak czekać na kolejny rozdział wiec życzę ci dużo weny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Dylan
Rebekah
UsuńDziękuje ślicznie. Cieszę się, że ci sie podoba. ;)
UsuńWiem, że się powtórzę, ale ten rozdział jest świetny jak wszystkie poprzednie. No i wprowadzenie Kola to dobry pomysł. A ta ich kłótnia na mieście była taka naturalna. Mam nadzieję, że zostaną przyjaciółmi. Caroline trzeba kogoś kto by jej od czasu do czasu przemówił do rozumu.
OdpowiedzUsuńNo i Bekah. Wyobraziłam sobie jak się kręci w ten sukience ślubnej i już nie mogę doczekać się jej ślubu ze Stefanem. W niej głęboko ukrywa się dziewczyna pragnąca, aby ktoś ją kochał. I myślę, że Stefan dlatego właśnie do niej pasuje.
A końcówka jak zwykle - zaskakująca! Tak trzymać.
O właśnie, właśnie. Kol będzie takim jej przemawiaczem-do-rozumu :D A Rebekah jest cudowna i zasługuje na fajnego faceta. No i Stefan pasuje do niej jak ulał.
UsuńPozdrawiam ciepło!
czuje że klaus się zbliża !
OdpowiedzUsuńOj, zbliża, zbliża. Strzeżcie się! ;)
UsuńNo i co? Damon ma zawsze rację ;> :D
OdpowiedzUsuńBo to Damon XD
UsuńOhh Kol :D! Rewelacyjny rozdział. Caroline i Rebekha w końcu się jakby zaczynają przyjaźnić ;) Pisz jak najczęściej!
OdpowiedzUsuńWłaśnie, Kol! <3 Tak, powoli obie się do siebie przekonują. I to wszystko dzięki Stefciowi :D
UsuńPostaram się! Obiecuję ;)
Kiedy oni się wreszcie spotkają? Mam nadzieję, że niedługo! ;_;
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Genialnie piszesz ; oo