Caroline zaczęła rozglądać się po ulicach Nowego Orleanu. Przydałby mi się jakiś dobry przewodnik, pomyślała z rozdrażnieniem, po raz dziesiąty z kolei gubiąc drogę. Pytała po drodze przechodniów, ale wciąż nie mogła odnaleźć się w tym wielkim mieście. Tłumaczyli jej, żeby szła ulicą Frenchman, przeszła obok sklepu Odyssée, ale do cholery jasnej, skąd ona mogła wiedzieć, gdzie to jest? Nie wzięła ze sobą telefonu, więc włączenie GPSa nie wchodziło w grę, a wszystko to dopełniał fakt, że posiała praktycznie zerową umiejętność orientacji w terenie.
Caroline doszła w końcu do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie, gdy zaczaruje kogoś z mieszkańców, żeby zaprowadził ją na miejsce. Zaczęła właśnie rozglądać się uważnie po mijających ją przechodniach, gdy nagle poczuła, jak ktoś trącił ją w ramię. Po chwili usłyszała szczere przeprosiny. Powiodła wzrokiem w tamtym kierunku i uśmiechnęła się na widok przystojnego bruneta z czarnymi okularami przeciwsłonecznymi na nosie.
– Nic się nie stało – powiedziała, kiwając lekceważąco głową. – Mam tylko prośbę: czy wskazałbyś mi, gdzie jest zaraz, jak to się nazywało... Voi... Voile Blanc?
– Ach, widzę, że szykuje się ślub. Gratulacje! – zawołał szczerze mężczyzna. Caroline zaśmiała się głośno i pokręciła głową.
Już dawno porzuciła swoje marzenia o bajkowym ślubie, które tak starannie pielęgnowała, odkąd była małą dziewczynką. Naprawdę sądziła, że ona i Tyler kiedyś staną na ślubnym kobiercu i powiedzą sobie tak. Byli przez tyle lat razem, że Caroline nie wyobrażała sobie, że coś może pójść nie tak, że się rozstaną. Dlatego wraz z jego odejściem Forbes porzuciła też marzenie o tym, że spotka kogoś z kim mogłaby spędzić resztę życia. Tym samym zabiła w sobie tę niepoprawną romantyczkę, która od zawsze drzemała w jej duszy, bojąc się, że pewnego dnia znów się rozczaruje.
– Szykuje, owszem, ale mojego przyjaciela. Mam za zadanie pomóc z przygotowaniami jego narzeczonej – odparła. Właściwie nie musiała używać zauroczenia na tym mężczyźnie, sam zaproponował, że ją po prostu tam zaprowadzi.
Kiedy wreszcie stanęła przed budynkiem, gdzie miał odbyć się ślub Stefana i Rebeki, Care pokiwała z uznaniem głową. Przez chwilę jeszcze oceniała go wzrokiem, a potem ruszyła do drzwi, nad którymi wsiał pozłacany napis Voile Blanc. W holu, jak się okazało, nikogo nie było. Westchnęła uzmysławiając sobie, że Rebekah z pewnością zahipnotyzowała właścicieli i pracowników, aby się tutaj nie krzątali tylko wzięli do roboty. Pokręciła z politowaniem głową i otworzyła dębowe drzwi.
Na widok miejsca, w którym się znalazła, zaniemówiła z wrażenia. Cała sala była ozdobiona tak, aby przypominała klub, w którym Mikaelson poznała się ze Stefanem w latach dwudziestych. Caroline poczuła nagle wielki podziw dla Rebeki. Salvatore opowiadał o tym, jak się poznali, a nawet pokazywał w myślach to miejsce. Forbes była zaskoczona dokładnością z jaką wszystko zostało odtworzone. Bar z trunkami, stoliki z mahoniu, gustowne kanapy obite czerwoną skórą, a nawet scena była dokładnie taka sama, jak ją widziała.
Caroline przez chwilę spoglądała na całą salę w zdumieniu. Kiedy spostrzegła Rebekę stojącą na środku i wrzeszczącą na trzech mężczyzn, którzy nosili ozdoby i przemieszczali się z miejsca na miejsca, uśmiechnęła się szeroko i podeszła do niej. Pierwotna nie zwróciła nawet uwagi na to, że ktoś wszedł do środka. Blondynka wykorzystała to. Zastukała delikatnie palcem w ramię Rebekah, a gdy wampirzyca odwróciła się i w jej oczach pojawiła się chęć mordu, od razu przeszła do sedna sprawy.
– Zanim twój szok minie i spostrzeżesz, że okazałam się na tyle bezczelna, aby tutaj przyjść, lepiej mnie wysłuchaj do końca. Nie przyjechałam do Nowego Orleanu, aby z tobą walczyć. Jestem tutaj tylko ze względu na Stefana, który bądź co bądź, jest moim jedynym prawdziwym przyjacielem. Poprosił mnie, abym trochę cię odciążyła, bo martwi się o ciebie. I choć obie za sobą nie przepadamy, to jednak proszę cię, abyś przyjęła moją pomoc. Stefan pomyśli, że zaczęłaś przynajmniej normalnie mnie traktować. Przemęczymy się ze sobą te kilkanaście dni, a potem i tak stąd wyjadę – powiedziała Care łagodnym głosem. Rebekah prychnęła.
– Naprawdę sądzisz Caroline, że się na to zgodzę? Nie obchodzi mnie, nawet w najmniejszym stopniu, co o mnie myślisz. Ja i Stefan weźmiemy ślub. Naprawdę go kocham i nie pozwolę, abyś ty, jako przyjaciółka Eleny, zaczęła go przekonywać, aby o nią walczył. On jest dla mnie bardzo ważny. Jeżeli więc uważasz, że pozwolę ci tutaj przyjść, popsuć wszystko i zniszczyć jedną z niewielu cudownych rzeczy, które spotkały mnie w życiu, to głęboko się mylisz – odparła Pierwotna, zaciskając dłonie w pięści.
Caroline odetchnęła z ulgą. Jak na razie, nie zaczęła mnie dusić, więc jest progres, pomyślała, wytrzymując ostre spojrzenie Rebeki.
– Dlaczego sądzisz, że jestem tutaj, aby popsuć wasze wszystkie plany? Kocham Stefana jak brata i chcę tylko jego szczęścia. Skoro cię kocha i chce z tobą być to dlaczego mam to psuć? Elena wystarczająco go zraniła, rzucając go, a potem idąc prosto do łóżka z Damonem. Wiem, jak się wtedy nacierpiał. Z jednej strony to był jego brat, ale z drugiej? Miał ochotę go zabić. Zresztą, chyba nie muszę ci przypominać, że nie było mnie od dwóch lat w Mystic Falls. Panna Gilbert była tak naprawdę pierwszą osobą, która po moim wyjeździe szybko o mnie zapomniała. Moja przyjaźń z nią skończyła się już dawno temu. Jeśli chcesz, możesz mnie zahipnotyzować i zapytać, czy mówię prawdę. Proszę bardzo, możesz to zrobić – powiedziała, krzyżując ręce na piersi.
Mikaelson przez chwilę przyglądała się jej piorunującym wzrokiem i Care była niemalże pewna, że zaraz rzuci się na nią i rozerwie jej gardło. Ale minęła minuta, potem dwie, a Rebekah wciąż stała przed nią i wyglądało na to, że toczy zażarcie wewnętrzną walkę nad tym, jak powinna się zachować.
W końcu jednak wypuściła ze świstem powietrze i podała jej listę przebojów tamtego lata, kiedy poznała się ze Stefanem i kazała jej znaleźć osoby, które byłyby zdolne odtworzyć piosenki niektórych zmarłych już wykonawców.
Caroline uśmiechnęła się szeroko i natychmiast wzięła do roboty. To był jej żywioł, organizacja, planowanie przyjęć. Miała niezwykły dar przekonywania ludzi i nie potrzebowała nawet rzucać na nich uroku. Umiała doskonale rozegrać rozmowę, przekonać osobę po drugiej strony do zmiany planów i do tego świetnie się przy tym wszystkim bawiła.
Po kilku godzinach pracy, udało jej się skontaktować z wykonawcami, którzy wykonają na ślubie Rebeki i Stefana swoje piosenki, a także z kilkoma osobami, które zaśpiewają ich covery. Problemem okazała się doświadczona śpiewaczka Jadeth Darsy. Była staruszką, która najwyraźniej bardzo sprzeciwiała się rozwojowi technologii, ponieważ jak się okazało, w ogóle nie posiadała telefonu. Caroline znalazła jednak adres jej domu, więc postanowiła, że sama ją odwiedzi, skoro i tak mieszkała w Nowym Orleanie.
Zadowolona ze swojej pracy, Caroline ruszyła poinformować Rebekę, o tym, jak poszło jej do tej pory, powierzone przez Mikaelson zadanie. Wampirzyca kiwnęła tylko głową, ale Forbes widziała, że w jej oczach błysnęły iskierki zadowolenia i odhaczyła sobie kolejną rzecz z listy, która była do zrobienia w związku ze ślubem.
Caroline opuściła Voile Blanc i przeczytała jeszcze raz adres domu Jadeth Darsy. Na szczęście jej dom znajdował się kilka przecznic dalej od rezydencji Mikaelsonów, więc tym razem przynajmniej nie będzie miała problemu z trafieniem na miejsce.
Wtedy właśnie zauważyła Stefana, który zmierzał w jej stronę. Obejrzał sobie dokładnie ją całą, jakby spodziewał się krwi na jej ubraniu, która świadczyłaby o odbytej z Rebekah walce. Niczego takiego nie dostrzegł, więc pociągnął ją za rękę i spojrzał na nią wyczekująco.
– Jak poszło? – zapytał.
Caroline poklepała go ręką po ramieniu.
– Zaskakująco dobrze. Naprawdę myślę, że może nie od razu, ale dojdziemy do porozumienia z Rebeką – stwierdziła.
Po tych słowach, Stefan uśmiechnął się z ulgą, jakby ktoś właśnie zdjął z jego serca wielki ciężar. Forbes poklepała go z rozczuleniem po ramieniu, wiedząc, jak bardzo mu zależało na tym, aby jego przyszła żona i najlepsza przyjaciółka chociaż zaczęły się tolerować. Chwilę jeszcze porozmawiali, a potem rozeszli się w dwie różne strony.
Jadeth Darsy mieszkała w starej, zabytkowej kamienicy. Choć nie wiedziała, że Caroline ma zamiar złożyć jej wizytę, na jej widok uśmiechnęła się szeroko i po krótkim wyjaśnieniu celu odwiedzin, zaprosiła ją do środka.
Caroline już na samym wstępie zauważyła, że muzyka musiała być prawdziwą pasją tej kobiety. Na ścianach wisiały przeróżne płyty opatrzone datami ich powstania, a na półkach stały złote trofea. Ze starego radia, które stało w salonie, sączyły się przyjemne dla ucha dźwięki jazzu. Kobieta zaczęła podśpiewywać sobie pod nosem piosenkę. Choć była już grubo po sześćdziesiątce, jej głos wciąż był czysty i mocny.
Pani Jadeth zaprosiła ją do salonu i gestem wskazała, aby rozgościła się na kanapie. Sama usiadła w wygodnym skórzanym fotelu i spojrzał na nią uważnie.
– A więc, zdradź mi, co to za okazja. W tych czasach, niestety, ale mało kto słucha już jazzu.
– Ślub moich przyjaciół. Oboje uwielbiają ten gatunek muzyki i bardzo im zależy na pani występie – oznajmiła. Oczywiście słowo przyjaciół było zbyt przesadzone. Gdyby Rebekah usłyszała, że nazwała tak ją i Stefana, zapewne skręciłaby jej kark. Ale nie było czasu na wtajemniczanie kobiety w panujące między nimi skomplikowane relacje.
– Hm, naprawdę? – stwierdziła z rozbawieniem. – Jak rozumiem, oni również są wampirami?
Caroline zachłysnęła się własną śliną.
– Nie bardzo panią rozumiem... – odparła, gdy wreszcie udało jej się odzyskać głos.
– Ależ rozumiesz, nie musisz udawać. Wiem o istnieniu waszego gatunku już od lat. Nowy Orlean jest pełen dziwnych istot, na które zwykli ludzie nie zwracają uwagi, nawet jeśli pewne rzeczy mają wprost przed swoimi oczami. Jedyne co ich ogranicza to ciasny umysł.
Caroline z trudem otrząsnęła się z szoku.
– Więc wiedziała pani kim jestem i mimo to zaprosiła mnie do swojego domu? Mogłabym panią skrzywdzić. Albo przemienić.
– Mogłabyś, owszem, ale jaki to miałoby sens? Jestem już stara, a wampiry wolą świeżą krew. Zresztą podejrzewam, że jesteś typem osoby, która woli pić krew z torebki. – Caroline zrobiła zdumioną minę. Ta kobieta zadziwiała ją coraz bardziej. – Ale wracając do tego ślubu. Zdradzisz może więcej szczegółów?
A więc zdradziła.
Jadeth Darsy była dziwną, dosyć zwariowaną staruszką, ale w gruncie rzeczy Caroline bardzo ją polubiła. Wiedziała, że Rebekah z pewnością będzie zadowolona, że udało jej się załatwić występ Jadeth na jej ślubie ze Stefanem.
Caroline po wizycie u pani Darsy, postanowiła wrócić do Voile Blanc i pomóc Pierwotnej w kilku wyborach, takich jak menu, czy kolor ozdób, nad którymi wciąż się mocno zastanawiała. Mikaelson tego potrzebowała. Gołym okiem można było dostrzec, że Rebekah naprawdę pragnęła, aby ten dzień był idealny. Czekała na niego całe swoje długie życie. To wystarczająco długo.
Późnym wieczorem, gdy obie były uznały, że zrobiły wystarczająco dużo, jak na jeden dzień, w końcu opuściły Voile Blanc. Miały właśnie wchodzić do rezydencji Mikaelsonów, gdy Rebekah złapała Caroline za rękę.
– Ja... dzięki. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. I dla Stefana. Zależy mu na tobie, na waszej przyjaźni i naprawdę bał się, że przez wzgląd na Nika, nie będzie cię przy nim.
Caroline kiwnęła głową. Miała już iść do swojego pokoju, gdy Rebekah znów ją zatrzymała.
– To nie moja sprawa i wiem, że nie powinnam w ogóle się na ten temat wypowiadać, ale... Możesz być ostrożna? Gdy Nik przyjedzie? Wiem, naprawdę wiem, że sporo przez niego wycierpiałaś, ale on... no cóż... obie wiemy, że jest nieobliczalny. Teraz dobrze się bawi, robiąc wszystko, aby o tobie zapomnieć, ale naprawdę nie wiem, jak się zachowa, gdy znów się zobaczycie.
Caroline poczuła, jak ściska ją serce. Wspomnienie Klausa przypomniało jej, o tym, o czym uparcie starała się nie myśleć – że już niedługo znów się spotkają.
– Postaram się – obiecała zarówno Rebece, jak i sobie.
___________________________________________
Całkiem długi mi ten rozdział wyszedł. Jestem z niego strasznie zadowolona. No i Pani Jadeth to znaczy Darsy. Ta postać wleciała jakoś tak mi do głowy i już została. Strasznie ją polubiłam :D Błędy wyłapałam chyba wszystkie, ale jak jakieś znajdziecie to krzyczeć.
Pozdrawiam!
Ta babcia wymiata. No ale się nie dziwię w końcu miała narzeczonego wampira. Ale szkoda, że go przebili kołkiem ;(
OdpowiedzUsuńNo, niestety. Takie życie okrutne jest :C
UsuńRebekah powoli przekonuje się do Caroline!!! <3
OdpowiedzUsuńPowoli, ale jednak! :D
UsuńJejcia. :D Świetny jest ten blog. Fabuła mi się strasznie podoba i ogólnie wszystko! :D Niestety nie mam nic Tobie do zarzucenia, ale to dobrze, w sumie. :D Cud, miód i maliny, czy jakoś tak. Haha. Darsy jest cudowna. Chciałabym mieć taką babcię. :D I co tam jeszcze... Czekam na kolejny rozdział z ogromną niecierpliwością! Cieszę się, że wpadłam na tego bloga. Obyś pisała jak najdłużej. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę weny, pomysłów i miłych dni. <3
Dziękuje ślicznie ;)
Usuńnormalnie kocham tego bloga tyle w nim akcji. Caroline jest po prostu świetna kocham ją dobra czekam na next i życzę weny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Dylan
Aaa, jak miło <3 Też ją kocham :D
UsuńRównież pozdrawiam!
łał! Ciekawa fabuła ;D Caroline i Rebekha, mam nadzieję, że się zaprzyjaźnią. Nie mogę się doczekać przyjazdu Klausa. i jeszcze Stefan jaki kochany :))
OdpowiedzUsuńInformuj mnie kiedy następny odcinek :D
Pozdrawiam:)
*rozdział
UsuńDziękuje! Myślę, że Caroline i Rebekah się dogadają. Obie uwielbiam, więc na to możesz liczyć. A Klaus pojawi się już niedługo :D
UsuńFajny rozdział! *o* - Nie umiem się rozpisywać w komentarzach, przykro mi xD
OdpowiedzUsuń